Koronna edukacja – koronaedukacja
Z doświadczeń nauczycielki
W ostatnich miesiącach poczułam się jakbym żyła w orwellowskim 1984 roku. Zamknięta w małej przestrzeni, komunikująca się ze światem przez ekran laptopa i śledzona za pomocą dokonywanych płatności kartą kredytową. W jednej chwili odebrano mi przestrzeń, którą miałam, a była ona nie mała, bo był nią cały świat. Mimo, że wiele nie podróżuje, to sama świadomość, tego, że granice otwarte są dla wszystkich i to, że zasobność portfela nie stanowi bariery – wnosiła wiele przestrzeni do mojego sielskiego życia. Mój świat niczym drzewko banzai zmniejszył się do rozmiarów pudełka zapałek, choć z perspektywy ludzi żyjących
w blokowiskach i tak byłam i jestem szczęściarą!
To mój punkt widzenia, a co z uczniami których uczę? Na szczęście większość z nich ma ogródki i może zaspakajać swoją naturalną potrzebę ruchu, która pomaga rozwijać ich kształtujące się mózgi. Pytanie tylko ile ruchu mają oni dostarczane? Czy jest to ruch przed Play Station czy wspinanie się na drzewa, płoty i drabinki?
W okresie kwarantanny mogłam zaobserwować wiele metamorfoz, które zaczęły zachodzić
w dzieciach. Ktoś może powiedzieć, że i z kwarantanną i bez niej one się dzieją – nie mniej
te w warunkach koronaizolacji są specyficzne i nigdy w swojej karierze nauczycielskiej
nie miałam okazji zaobserwowania takich przemian. Być może wcześniej było to patrzenie „mędrca szkiełkiem i okiem”, a teraz mam więcej czasu na „serdeczne” wejrzenie, a może coś innego – badań nie zrobiłam więc nie będę gdybać.
I tak prowadząc koronaobserwacje zauważyłam, iż jeden z moich uczniów odkrył ruch. Odkrył, że można jeździć na rowerze, grać w piłkę czy biegać! Ten ruch drzemał w nim przez blisko siedem lat! Co go obudziło? W wyniku wielu rozmów prowadzonych z rodzicami ucznia
i wieloma poszukiwaniami u specjalistów, których dokonali rodzice pod koniec 2019 roku, dziecko trafiło na terapię metodą Tomatis’a, która to spowodowała wybuch wulkanu kinematycznego zastygłego w nim od urodzenia. Tak dobrze to dziecko czuło się ze swoim ruchem, że nie miało ono nawet czasu na lekcje ze mną – dobrze, że mieszka w domu z ogródkiem! Ruch wspomógł proces nauczania i uczeń ten zaczął osiągać coraz lepsze wyniki. No właśnie! O edukacji w czasach pandemii można mówić w czarnych barwach, bo odcieni czarnego jest wiele, ale czy tylko? To, co niekorzystne już napisano i powiedziano, spójrzmy natomiast w szklankę, która jest aż do połowy pełna.
Odkąd pracuje jako pedagog, nigdy nie podeszłam, aż tak zindywidualizowanie do uczniów. Żeby pracować efektywnie na koronalekcjach podzieliłam moją klasę na grupy czteroosobowe. Dobór grup nie był przypadkowy, bo zależało mi na wykorzystaniu czasu pandemii na nadrobienie indywidualnego podejścia do ucznia. Izolacja pozwoliła mi na zacieśnienie więzi nie tylko z dziećmi, ale i z ich rodzicami. Razem zaczęliśmy prowadzić ewaluacje i monitoring postępów. Dzieci z mniejszymi lub większymi trudnościami oraz uczniowie z uzdolnieniami otrzymali odpowiednie codzienne wsparcie. Przykładem może być tutaj jeden z moich uczniów. Okazało się, ze może być zagrożony dyskalkulią, a ponieważ jest bardzo inteligentny i biegły w innych dziedzinach to świetnie sobie z tym radzi – niestety matematyka leży. Wspólnie opracowaliśmy ćwiczenia i skupiliśmy się na mocnych stronach tego ucznia, tak żeby w tym krótkim czasie pracował na swoich zasobach. Inny uczeń, którego trudnością jest wolne tempo pisania został umieszczony w grupie (po konsultacji z jego rodzicem, który zaproponował takie rozwiązanie) z uczniami szybko piszącymi, co dało efekt niezwykłej motywacji. Z uczniami zdolnymi prowadziłam indywidualne rozmowy, które pomogły im pracować nad ich rozwojem i zagłębianiem się w dziedziny życia, które ich interesują. I tak np. jeden z uczniów monitoruje gniazdo bocianie na YouTube jednocześnie opracowując przewodnik o bocianach. Inny z kolei przygotowuje prezentacje o motylach dziennych i nocnych, konsultując swoją pracę z entomologiem z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Jeszcze inny prowadzi rozmowy na Zoomie z hobbistą, który specjalizuje się w militariach.
Przykłady można mnożyć. Jak wyglądają zatem moje lekcje. Spotykam się na platformie komunikacyjnej i rozmawiamy, czasem to dzieci prowadzą lekcje, a ja jestem tylko słuchaczem. Niekiedy rodzice włączają się w proces edukacyjny i oni przygotowują materiał. Z zadań i z lekcji rodzice nakręcają filmy i wysyłają zdjęcia. Jedna z mam podjęła się archiwizowania tych zasobów – będzie co wspominać! Zazwyczaj wysyłam listy do uczniów,
w których są zadania oraz kryteria sukcesu. Raz w tygodniu w piątki mamy dzień ARTystyczny, w takie dni dzieci „zwiedzają” światowej sławy muzea lub „idą” do teatru albo opery na przedstawienia online. W ARTystyczne piątki mogą też zdobyć sprawność POMOCNA DŁOŃ. Jest to nauka życiowych umiejętności takich jak pranie, prasowanie, szycie czy układanie ubrań. Przy okazji mogą rozwinąć umiejętność instruktora, po odbyciu dodatkowego szkolenia, ale to tylko dla chętnych, których o dziwo nie brakuje!
Czy tylko euforia towarzyszy nam na tych „koronaferiach”? Nie, są chwile trudne, chwile zwątpienia, momenty w których już się nie chce. Momenty, w których ja i dzieci tęsknimy za „realem”. Mimo że edukacja w czasach pandemii była dla mnie ciekawym doświadczeniem edukacyjnym, to nie chciałabym już do niej wrócić…
Justyna Wolny
Nauczycielka pierwszej klasy